2 sierpnia 2013

One shot — Immortal. Sebastian x Ciel.

    Dzień powoli chylił się ku zachodowi, barwiąc niebo istną feerią. Przydymione żółcie, pomarańcze i szkarłaty nęciły oko. Wszystko razem prezentowało się niczym paleta malarza lubującego się w ciepłych kolorach. 
    Drobny, anemicznie chudy chłopiec spoglądał przez okno, spokojnym gestem odgarniając z czoła zbłąkany kosmyk ciemnoszarych włosów. Poprzez swą wyjątkowo sztywną postawę uchodzić mógł za marmurową rzeźbę o idealnych proporcjach, która wyszła spod dłuta prawdziwego mistrza kunsztu. Owego obrazu dopełniała mlecznoblada cera bez najlichszej choćby skazy.
    Po ubiorze młodzieńca znać było arystokratyczne pochodzenie. Pod granatową marynarką z najlepszego gatunkowo jedwabiu znajdowała się koszula, a jej śnieżna biel wręcz oszałamiała. Krótkie spodenki kończyły się idealnie nad sięgającymi kolan skarpetkami. Drobne dłonie, spowite w rękawiczki, przyozdabiały dwa pierścienie rodowe. Prawe oko przysłaniała czarna opaska.
     Sebastianie! Przyjdź tutaj  spomiędzy warg tkwiącego przy oknie wypłynął szept tak cichy, iż równie dobrze uchodzić mógł za trzask ognia w kominku. Żaden śmiertelnik nie byłby w stanie usłyszeć ów dźwięku.
    Rozkaz nie pozostał jednak bez odezwu. Już po chwili w komnacie zabrzmiały tony stukania do drzwi i skrzypnięcie zawiasów.
     Paniczu?
    Sebastian Michaelis. Osoba w każdym calu doskonała, zarówno biorąc pod uwagę jego aparycję, jak i zachowanie. Mało komu wiadomym było, że mężczyzna ten był demonem, plugawą istotą z czeluści piekła. Karmił się niewinnymi duszyczkami, mamiąc swoje ofiary obietnicą początkowego ziszczenia się ich marzeń. Zawiązywał z nimi cyrograf, którego podstawowy warunek stanowiło, iż po wykonaniu danego zadania zapłatą demona będzie wyssanie życia ze zleceniodawcy. 
    Ciel Phantomhive, w brutalny sposób pozbawiony rodziców i szczęścia, bez najmniejszego zawahania przystał na układ z szatańskim pomiotem. Sprowadził go ze sobą do rodzinnego Londynu, mianując swoim wiernym na dobre i złe lokajem. Od tamtej pory byli nierozłączni.
     Jestem znużony, Sebastianie  odparł leniwie chłopiec, odwracając się w stronę sługi i starając się powstrzymać chęć zlustrowania go spojrzeniem. Trudno było zaprzeczyć, mężczyzna wręcz emanował urokiem. Przypominał tym drapieżny kwiat, który nęci niewinne owady pięknymi kolorami i zapachem, by ostatecznie zamknąć wokół nich swój kielich i w spokoju skonsumować posiłek. 
    Lokaj bez słowa podszedł do Ciela, zabierając się za przebieranie go w nocny strój. Z nikłym, nieco drwiącym uśmiechem raz po raz przejeżdżał dłonią po bladej skórze panicza, wywołując w nim drżenie, którego ten nie zdołał w porę maskować. 
    Ich relacje były dość trudne do określenia, albowiem w młodym arystokracie bliskość demona wzbudzała istną burzę. Niekiedy musiał doprawdy wysilić się, by nie wpleść palców w oszałamiające słodkim zapachem kruczoczarne włosy Sebastiana. Pragnął poczuć ciężar jego warg na swoich.
    Ciel miał pewne powody do przypuszczania, iż Michaelis kpi sobie z niego bezczelnie. Niejednokrotnie zdarzało się mu celowo prowokować Phantomhive'a do zarzucenia wiecznie sztywnej postawy i odsłonięcia części swych prawdziwych uczuć.
    Skamieniałe, zimne niczym lód serce chłopca zajęte było przez demona od dawna. Wmawiał sobie, że to wszystko powodowane jest wyłącznie kiełkującą w nim nienawiścią, która w końcu zapłonie istnym ogniem.
    Sebastian ukląkł; jego twarz znalazła się idealnie wprost drobnej buźki szarowłosego. Wyciągnął ku niemu dłoń odzianą w nieskalaną rękawiczkę, delikatnie zsuwając przepaskę z prawego oka chłopca. Ten zaś powoli rozchylił powieki.
    Owe oko okazało się być całkowicie fioletowe, skrzące się jakimś wewnętrznym światłem. W centrum, zamiast tęczówki, znajdował się pentagram. Stanowił on istotny symbol, wiązał ze sobą pana i jego sługę z piekieł.
     Długo jeszcze masz zamiar mnie dręczyć? Powtarzam, że chce mi się spać  zamruczał lekko podirytowany Phantomhive, postępując krok do tyłu i umykając w ten sposób przed drażniącymi jego kruche ciało dłońmi lokaja. Nie czekając, aż zostanie zaniesiony, szybko znalazł się w łóżku, podciągając pierzynę pod samą brodę. Udawał, iż nic się nie stało, ale miał świadomość faktu, iż nie zdoła oszukać demona.
     Coś jeszcze, mój panie?  ciszę rozdarł cichy, przesycony leciutkim rozbawieniem głos. Michaelis zbliżył się do spoczywającego panicza, mierząc go głębią swych burgundowych ślepi. Na jego pełnej tajemnic, zagadkowej twarzy wypisane było pytanie, pewien rodzaj niemej prośby.
     Odejdź, nie jesteś mi potrzebny ‒ rzekł szarowłosy. Nie chciał się ugiąć, nie przed nim. Nigdy.
     Yes, my lord.
    Przekorny, plugawy syn diabła w ułamku sekundy znalazł się cal od twarzy przerażonego, ale i zaprawionego dozą fascynacji Ciela. Nim ten zdążył choćby zaprotestować, poczuł na swych ustach chłodne, odrobinę wilgotne wargi demona.
    Sebastian ostrożnie przysiadł na łóżku, unosząc chłopca ku sobie. Cieszył się, czując, iż ów zaczyna nieco nieporadnie odpowiadać na pocałunek. Ich języki zgrały się ze sobą w rytmicznym tańcu namiętności, a drżące dłonie niepewnie błądziły po ciałach, badając siebie wzajemnie, poznając się poprzez dotyk. Liczyła się tylko ta chwila, tylko oni. Młody arystokrata rozkoszował się tym niespodziewanym doznaniem, sam nie wiedząc, co tak właściwie się wydarzyło.
    Śpij, mój paniczu.
    Nie wiedzieć kiedy, wszystko ustało. Zniknął lokaj piękny niczym anioł ciemności, zniknął dzierżony przez niego świecznik. Pozostał jedynie rozdygotany hrabia i delikatny, słodki zapach pożądania unoszący się w powietrzu.


———————— ● ————————

No i w końcu udało mi się coś tutaj dodać. Myślałam, że nigdy nie zabiorę się za pisanie, dokuczał mi brak weny. Ponadto ostatnio mam trochę problemów prywatnych, które raczej nie rokują powodzeniem w tworzeniu, toteż przepraszam za jakość powyższego shota. Pisany był na podstawie anime "Kuroshitsuji". Jeśli ktoś go nie oglądał, gorąco polecam. *w*
Witam nowych czytelników: Teki, Chikusho i Alys. Nawet nie wiecie, jak motywują mnie Wasze komentarze. <3
Zakochałam się w tym arcie. Cieeeeelu. *u*