3 października 2013

Akuma hantā #2.

    ‒ Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Powiedz mi, że żartujecie.
    Clary wbiła roziskrzone spojrzenie spojrzenie zielonych, kocich tęczówek w swojego chłopaka, przysiadając po turecku w nogach łóżka. Łokcie oparła na skrzyżowanych kolanach, starając się pohamować chęć uniesienia głosu. Miała świadomość faktu, iż powinna być dla Jace'a wsparciem, a nie karcić go niby nieposłuszne dziecko, przybierając mentorski ton. Z nich dwojga to on był tym mądrzejszym, bardziej doświadczonym, zaprawionym w jatkach z demonami w rolach głównych. Ona z kolei wciąż pozostawała swego rodzaju adeptką. Szkoliła się pilnie (no, zazwyczaj), aczkolwiek do osiągnięcia miana pełnoprawnego Nocnego Łowcy musiała przejść jeszcze lata praktyki. Pozostali uczyli się swoistego dla Nefilim fachu właściwie odkąd postawili swój pierwszy krok.
    ‒ Daj spokój, MAMO, przecież nic się nie stało ‒ Alec prychnął donośnie z rogu pomieszczenia, momentalnie wywołując w Clary chęć ciśnięcia w jego kierunku czymś bardzo ciężkim. 
    Między nią i Alekiem panowały znacznie cieplejsze stosunki niźli swego czasu. Czarnowłosy przestał żywić niemoralne uczucia względem jej Jace'a, związał się natomiast z pewnym czarownikiem, Magnusem Bane'm. Stanowili chyba najbardziej niedobraną parę świata. Alec w podziurawionych jeansach, stosunkowo nieśmiały, spokojny. Bane z kolei preferował krzykliwe, dziwaczne stroje, przejawiał zamiłowanie do urządzania w swojej posiadłości hucznych przyjęć z niewiadomej okazji, na które spraszał wszelkie istoty nie z tej ziemi, był również wybuchowy oraz nadużywał brokatowej kredki do oczu. Ach, no i co najważniejsze, miał osiemset lat, ale kto by się tym przejmował, skoro zachował wygląd młodego człowieka? 
    ‒ Może i nie, ale mogło. Jako Nocni Łowcy mogliście chociaż starać się zachować odrobinę rozsądku. Nie pomyśleliście, że wasze pseudozabawne potyczki z wampirami w hotelu Dumort mogą prowadzić do zerwania Przymierza? ‒ dziewczyna nie dała się zbyć, uparcie drążąc temat. Czasami chciała być taka, jak siostra Aleca, Isabelle. Potrafiła przemówić tym dwóm idiotom do rozumu samą siłą perswazji.  Zawsze idealna, biegająca na pięciocalowych szpilkach, z gibkim ciałem obleczonym w eleganckie suknie. Wzór do naśladowania.
    ‒ Szczerze to nie, nie pomyśleliśmy ‒ odparł beztrosko Jace, najwyraźniej nie podzielając obaw Clary. Rozparł się swobodnie na poduszkach, posyłając jej płomiennie spojrzenie, od którego mimowolnie poczuła falę gorąca zalewającą jej ciało. Ów chłopak był dla niej niemalże wszystkim, skoczyłaby za nim w ogień, ponadto niezwykle silnie na nią oddziaływał, co uwidaczniało się w purpurowych rumieńcach wstępujących nieskrępowanie na policzki. 
    Najchętniej przyciągnęłaby do siebie blondyna, wiążąc jego wspaniale wykrojone usta w namiętnym pocałunku, ale nie mogła zdobyć się na to przy Aleku. Bądź co bądź, ciemnowłosy mógł zareagować na ich wybuch uczuć w różnoraki sposób. Najpewniej wyszedłby bez słowa z pomieszczenia, chociaż równie dobrze mógł miotnąć sztyletem w zielonooką, a to nie skończyłoby się dla niej szczególnie szczęśliwie. 
    Poderwała się niezgrabnie z łóżka, podchodząc do okna. Wyjrzała na zewnątrz, oparłszy się o drewnianą framugę. Powoli wstawał świt, bladoróżowa łuna zajaśniała nad horyzontem, oświetlając gmachy wieżowców Manhattanu. Instytut, nad którym pieczę sprawowali Nocni Łowcy, umiejscowiony był w starym, odrestaurowanym kościele. Żaden Przyziemny tudzież osoba wyklęta nie mógł przekroczyć jego bram, co stanowiło swoistą ochronę przed niepożądanymi gośćmi. 
    Dziewczyna bardzo chętnie przeniosłaby się tutaj na stałe, aczkolwiek jej matka, Jocelyn, była temu kategorycznie przeciwna. Nie mogła znieść myśli, iż jej córka znalazłaby się w zasięgu rąk Jace'a dwadzieścia cztery godziny na dobę. 
    ‒ Co ty właściwie robisz? ‒ zza pleców dobiegły ją słowa młodego Waylanda, kierowane najwyraźniej w kierunku speszonego Aleca. Ciemnowłosy starał się ukryć przed przyjacielem skrawek pergaminu, po którym zawzięcie skrobał od przeszło kwadransa.
    ‒ Odejdź!
‒ No nie bądź taki, pokaż! - Jace nie czekał na specjalne pozwolenie; zamiast tego bezceremonialnie wydarł świstek z zaciśniętych dłoni purpurowego na twarzy Lightwooda. ‒ Co my tu mamy? 
 "Oczy Twoje w mroku jaśnieją, 
Nie stłumione nawet leśną knieją,
Włosy ciemne niczym skrzydło kruka,
Chyba miłość do serca mego puka!" ‒ przeczytał na głos, wyraźnie powstrzymując cisnący się na jego usta wybuch wesołości. 
‒ Świetnie, stary. Magnusowi się spodoba ‒ wykrztusił z trudem, poklepując po ramieniu wyraźnie zdołowanego Aleca.  
‒ Zrobisz karierę w tej branży! - kontynuował, po czym parsknął szaleńczym śmiechem, nie mogąc dłużej się opanować.



———————— ● ————————

Witam. :3 Oto i przed Wami kolejny rozdział, tym razem wyjątkowo niemal w terminie. 
W następnym tygodniu jako przerywnik dodam one shot'a na podstawie Kuroshitsuji. Jakieś życzenia co do parringu? Może dla odmiany Alois x Claude albo Undertaker x Grell, hm? :3
Teki ‒ owszem, słowo "akuma" oznacza demona, ale cały tytuł przetłumaczyć można jako "Łowcy Demonów", a tym właśnie zajmują się Nefilim z serii "Dary anioła".  ^-^ Ponadto dziękuję Ci za wyłapanie błędów, przecinki to moja pięta achillesowa.
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. <3